Piętnastego października 2018 roku wsiadając do samolotu z Rome Fiumicino do Polski po nocy spędzonej na lotnisku marzyłam o tym, żeby samolot się rozbił. Moje serce rozsypane było na kawałki. Czułam tak ogromną pustkę i ból w klatce piersiowej, jakiej nigdy wcześniej nie czułam. Rozczarowanie. Moje nogi były tak miękkie jakby składały się z waty. Każdy krok był dla mnie wysiłkiem ponad swoje możliwości. Pustym wzrokiem żegnałam Świat, w którym żyłam półtorej roku. Chciałam na zawsze zapomnieć o wszystkich wydarzeniach związanych z tym krajem.
Ale samolot się nie rozbił. Z lotniska odebrał mnie tata. Przez całą drogę nie odezwałam się słowem. Położyłam się na tylnych siedzeniach w samochodzie. Chciałam spać, ale nie mogłam. Zaczął się koszmar, który trwał jeszcze później kilka miesięcy. Pusta. Ból. Brak apetytu. Brak snu. Setki, tysiące wspomnień przed oczami. Jeszcze większa pusta, jeszcze dotkliwszy ból.
Mijały dni. Mijały tygodnie. Mijały miesiące. Ból nie mijał.
Mijały kolejne miesiące. Zaczynałam częściej wypełniać pustkę jogą niż winem. Całodzienne leżenie zaczęłam powoli zamieniać na długie, smutne, samotne spacery po lesie. Zaczynałam spać. Zaczynałam pić sok z marchwi. Zaczynałam rozmawiać z przyjaciółmi.
Wciąż czułam pustkę… ale znajdywałam już iskierki nadziei. Joga pozwalała mi się odciąć od wspomnień i skupić na chwili obecnej. Zaczęłam medytować. Wraz z medytacją zaczęła przychodzić akceptacja. Wraz z akceptacją zrozumienie.
Powoli odnajdywałam siły do dalszej egzystencji. Wróciłam do Gdańska. Stanęłam na własne nogi. Wiedziałam, że idę w dobrym kierunku. Długo jeszcze jednak moje serce wypełniała tęsknota.
Zastanawiałam się czasem, czy moje życie jeszcze kiedykolwiek będzie tak barwne jak to we Włoszech? Czy kiedykolwiek poczuję jeszcze to, co czułam jedząc truskawki przy zachodzącym słońcu z widokiem na Rzym? Czy kiedykolwiek włosty będą mi powiewać z taką gracją jak jadąc skuterem w białej sukience z Peschiera del Gardo do Sirmione? Czy kiedykolwiek będę piła tak smaczne białe wino z widokiem na migoczące szczyty Dolomitów? Czy kiedykolwiek wypiję tak dobrą kawę w bibliotece Sala Borsa w Bolonii?
Któregoś dnia zdałam sobie sprawę z tego, że czas nie leczy ran. On je tylko bandażuje, przykrywa. Odkryłam, że żeby je wyleczyć muszę najpierw je oczyścić. Muszę nie tylko zaakceptować, ale też poprzez zrozumienie wybaczyć. Zaczęłam je rozgrzebywać. Znów analizować. Tym razem jednak nieco inaczej. Szukałam zrozumienia. Pytałam dlaczego. Pisałam listy, wspomnienia. Wyznawałam miłość… i nienawiść. Paliłam listy. Paliłam urazy. Paliłam nienawiść. Paliłam rozczarowanie.
Szukałam zrozumienia. Szukałam miłości. Szukałam spokoju.
Czułam się lepiej. Czułam się dużo lepiej. Wciąż jednak czułam, że nie odzyskałam jeszcze siły sprzed upadku. Nie chciałam już szukać, nie chciałam już analizować. Chciałam po prostu znów poczuć, że żyję.
I poczułam… Kiedy przestałam szukać. Kiedy zamknęłam oczy. Rozluźniłam swoje ciało. Wydłużyłam oddech. Skierowałam uwagę do wewnątrz.
Poczułam życie medytując. Od tego czasu medytuję systematycznie. Pogodziłam się z całą swoją przeszłością. Traktują ją jako najpiękniejszą lekcję, jaką od życia dostałam.
Nie raz kończyłam medytację z łzami wzruszenia, czując przeogromną wdzięczność za „Najczarniejszą Kartkę z Pamiętnika “.
Często ją odczuwam. Nawet teraz pisząc te słowa- snów płaczę.
Rok temu zastanawiałam się czasem, czy moje życie jeszcze kiedykolwiek będzie tak barwne jak to we Włoszech. Dziś może nie chodzę na koncerty w rzymskich restauracjach i nie pływam żaglówką po Gardzie, ale mimo to odczuwam życie bardziej- barwniej, głębiej. Inaczej po prostu.
I płaczę ze wzruszenia i dziękuję za każdą trudną chwilę, bo wiem, że gdyby nie one nie szłabym tą samą drogą, którą idę teraz. A ta droga jest piękna, na tej drodze życzysz każdemu dobrze, widzisz w drugim człowieku miłość, na tej drodze nie ma rywalizacji, tutaj jest spokój. Tu jest po prostu magicznie.
I wierzę, że przyjdzie taki czas, w którym będę potrafiła z niej już nie zbaczać. Będę potrafiła czuć miłość, spokój, wdzięczność każdego dnia.
Dziś jeszcze potrzebuję przypominajek. Oddaj swój problem w ręce Wszechświata/Boga/Wyższej Inteligencji/Świadomości.
Nazywaj jak chcesz.
Zaufaj.
I nie bój się żyć.
Kocham Cię Duszo.
Artykuł był bardzo inspirujący i poruszający. Autorka dzieli się własnym doświadczeniem i pokazuje, jak jej życie zmieniło się dzięki wdzięczności. Opisane przez nią praktyki i techniki wdzięczności są łatwe do zastosowania i mogą przynieść pozytywne rezultaty. Cieszę się, że natknąłem się na ten artykuł i z pewnością będę stosować te wskazówki w moim codziennym życiu. Dziękuję autorce za motywujące słowa i zachęcam wszystkich do przeczytania tego artykułu.