Życie mnie potraktowało podle. Miłość mnie potraktowała podle. Zaangażowanie mnie potraktowało podle. Wiara mnie potraktowała podle.
Nie jestem załamana. Jestem złamana.
Wylałam sporo łez. Dużo. Może za dużo. Jeszcze sporo wyleję.
Ale już się nie boję. Nie uciekam, nie chowam, nie krzyczę. Mniej się trzęsę. Tylko czasem płaczę. Czasem opowiadam.
Czasem nie jestem w stanie.
Czasem się pakuję. I rozpakowuję. I pakuję. I znów rozpakowuję.
Rozczarowanie.
Ból.
Czasem próbuję przesypiać całe dnie, ale budzę się w momencie gdy moja głowa dotyka poduszki. Nie śpię czasem całą noc. Czasem budzę się co dwanaście minut. Budzę się i patrzę w sufit. Nie wstaję. Przykrywam głowę kołdrą i czekam na ratunek. Na ratunek, który nie nadejdzie. Puste wypełnianie czasu. Puste wypełnianie myśli. Nie ma sensu uciekać. Nie ucieknę od siebie. Nie ucieknę od emocji. Nie da się uciec od emocji.
Zawsze lubiłam czuć emocje całą sobą. Nigdy jednak nie przypuszczałam, że będę kiedykolwiek odczuwać tak ogromny mix emocjonalny jednocześnie.
Tak długo.
Pierdolony, nieuleczalny optymizm.
Wciąż wierzę, że będzie dobrze.
Wciąż wierzę, że życie jest piękne.
Nie umarłam. To tylko emocje. Nigdy wcześniej nie przeżywałam takiego stanu.
Poznałam siebie głębiej. Przyjrzałam się tej ciemnej stronie swojej duszy.
…
Ale już potrafię na nowo nad sobą zapanować. Wciąż/znów wiem, że Life is wonderful.
A mój czas nadchodzi. Jestem dobrym człowiekiem. Zasługuję na odwagę, by realizować swoje marzenia.
Może jestem wrażliwa, ale mimo wszystko silna.
Jest mi trudno. Ale coraz lepiej daję radę.
i…
Jestem teraz innym człowiekiem. Nie gorszym, nie lepszym- innym.
Nie chce więcej analizować. Odpowiedzi odbierają mi wiarę- w Dobro, w Boga, w Człowieka, Prawdziwą Miłość.
-Magda, kochana przez wielu, samotna