W 2014 roku wyjechałam na pierwsze studia. Zaczynałam nowe życie. Wyprowadziłam się ze wsi. Przeniosłam do miasta, zaczęłam kurs w stolicy. Zaczęłam samotnie podróżować. W końcu chodziłam na warsztaty taneczne z Gwiazdami. Pracowałam jako instruktor Tańca i całemu insta światu pokazywałam jak bardzo kocham swoją pracę. Czasem nienawidziłam swoim studiów, innym razem uważałam, że to najlepsze studia jakich można się podjąć!
Jedno się nie zmieniało- skrupulatnie odhaczałam cele na swojej liście marzeń! Półmaraton, maraton, angielski na C1, niemiecki na B2, książka taka, książka taka, salto, szpagat, podróż tam, podróż tam. Konsekwentnie budowałam swoją pewność siebie na osiąganiu kolejnych celów. Czytałam, połykałam wręcz książki rozwojowe- możesz wszystko, myśl i bogać się, potęga kreatywności, pamięć na zawołanie, mózg, mózg, mózg.
Czułam sprawczość, czułam kontrolę nad swoim życiem. Podróże nauczyły mnie otwartości. Potrafiłam w pełni kontrolować swój strach i sięgać po więcej. Przede wszystkim po więcej doświadczeń. Buntowałam się przeciwko systemom. Czułam, że mnie ograniczają. Chciałam więcej, i więcej, i więcej. Podróży, doświadczeń, wiedzy.
Licencjat, obrona, wolność.
One way ticket. Plan był prosty. Realistyczny. Wyjechać do Włoch, pracować, przyswoić kolejny język, zacząć studiować psychologię po włosku we Włoszech. Zostać, zakochać się, mieszkać w Raju.
(Tak, wtedy uważałam, że Włochy są Rajem. )
I znów skrupulatnie odhaczałam kolejne cele na liście- coraz większa płynność językowa, podróże- trzy miesiące nad jeziorem, miesiąc w Bolonii, trzy w górach, sześć w Rzymie. Nawet się zakochałam dokładnie wtedy, kiedy chciałam, czyli w Rzymie! Wszystko tak jak na liście celów. Wszystko tak, jak o tym marzyłam. Wszystko tak jak sobie wizualizowałam…
Nasz umysł ma potężną moc. Jesteśmy w stanie osiągnąć wszystko, na czym wystarczająco skoncentrujemy swoją uwagę. Ale nie zawsze to, co wydaje nam się, że chcemy mieć jest dla nas najlepsze.
To, co miałam w Rzymie, czego pragnęłam wcale nie było dla mnie najlepsze. Nie cieszyły mnie drogie kolacje i długie wieczory w restauracjach. Nie cieszyły mnie nowe sukienki i biznesowe spotkania towarzyskie.
Irytowało mnie traktowanie mnie w pracy inaczej ze względu na wygląd i pochodzenie.
Drażnił mnie brud wielkiego miasta i wysypiska śmieci tuż obok pomników kultury.
Irytowała mnie przepaść między buisness life a życiem obserwowanym w dzielnicach wcale niedaleko od centrum!
To nie było moje! To nie był mój cel! To nie był mój cel z serca…
Potrzebowałam rozstania, porzucenia marzeń i przeszło trzech miesięcy depresji, żeby to zrozumieć. Możesz mieć wszystko, czego zapragniesz, ale dopóki nie otworzysz serca będziesz odhaczać kolejne cele na liście i wciąż czegoś będzie Ci brakować. Nie ważne, czy odhaczać będziesz kolejne cele sportowe, podliczać kolejne zera na koncie, czy przypinać pinezki na kolejnych państwach na mapie świata w twoim pokoju. Musisz otworzyć serce.
Celem naszej podróży nie jest wyłącznie realizacja kolejnych naszych celów, ale również wędrówka w poszukiwaniu więzi międzyludzkich. Po tych kilku miesiącach krótko po powrocie do Polski chyba tysiąckrotnie bardziej zaczęłam doceniać ludzi, którzy przy mnie byli. Tych, którzy byli przy mnie w czasie żywienia się czekoladą i winem. (Przyjaciół od lajkowania zdjęć z podróży na insta ciepło w sercu pożegnałam).
Dziś wiem, że największe spełnienie przynosi dzielenie się z drugim człowiekiem niezależnie czy jest to wino, wiedza czy po prostu dobre słowo. Żeby jednak móc się czymś dzielić- trzeba coś mieć. Żeby móc okazywać miłość drugiemu człowiekowi, trzeba najpierw kochać siebie. Żeby móc współczuć innej osobie, trzeba umieć okazywać empatię sobie. Żeby móc przebaczać innym, trzeba najpierw umieć przebaczyć sobie. Wielkoduszność jest największym darem, jakim można ofiarować innych. Jest również największym darem, jakim możemy obdarować siebie.
Jest najlepszym sposobem na wyleczenie własnych ran.
Dziś swoją pewność siebie i sprawczość buduję na miłości do siebie, na tuleniu siebie, kiedy jest mi trudno i nagradzaniu, kiedy jestem w czymś wytrwała. Tworzę listy marzeń, ale nie odhaczam. Rysuję serduszka, wykreślam, zmieniam kiedy serce podpowiada mi inaczej. Wciąż się uczę, ale działam i funkcjonuję już zupełnie inaczej niż 5 lat temu, kiedy zaczynałam pierwsze studia. Psychologii nell’universita di Roma nie odhaczyłam, ale jestem szczęśliwa mogąc studiować ją w Sopocie J
Dobrze jest wykorzystywać magię umysłu do osiągania celów, ale żeby odnaleźć w życiu spełnienie trzeba otworzyć serce. Warto otworzyć serce.