Przecież nic się nie stało. Dalej chodzisz do pracy, którą kochasz. Dalej spędzasz czas z przyjaciółmi, których kochasz. Dalej masz plany i marzenia. Dalej się uśmiechasz, działasz, nie zwalniasz, pracujesz. Piszesz piękne posty, dzielisz się wiedzą. Opowiadasz, tłumaczysz, jak gdyby nic się nie zmieniło.
Przed snem- medytacja. Przekierowujesz swoją uwagę- zasypiasz. Budzisz się w lęku, ale robisz sesję oddechową i przekierowujesz swoją uwagę. Idealna check lista na dzisiaj przygotowana. Nie masz czasu pomyśleć, nie mam czasu przeżyć.
Dzień pierwszy, dzień drugi, dzień piąty. Tydzień pierwszy, drugi, dziesiąty. Miesiąc pierwszy, dugi, trzeci…
– pracuj dalej! Spójrz, ile zrobiłaś! Spójrz na kwoty, na zdjęcia, na posty, na zajęcia, warsztaty. Nie zatrzymuj się! Idź, zawsze tego chciałaś! Być samodzielna, niezależna, podróżować, tworzyć biznes.
– nie możesz odpuścić, jesteś zbyt blisko!
– przecież uczysz medytacji, jogi, oddechu. Wiesz, jak sobie poradzić.
A wciąż sobie nie radzisz. Uśmiechasz się, chociaż nie masz ochoty. Uśmiechasz się, bo twierdzisz, że chcesz być profesjonalna i nie przekładać swojego życia osobistego na zawodowe.
Uśmiechasz się, chociaż twoje mięśnie już dawno chcą powrócić na swojego neutralnego wyrazu. Uśmiechasz się chociaż czujesz coraz większy dyskomfort. Ciało zaczyna krzyczeć od środka- przestań. Coraz trudniej jest Ci oddychać, ale zaciskasz zęby i pokazujesz, że przecież jest ok. Łzy napływają, ale zmieniasz kierunek spojrzenia, wracasz wzrokiem i nic już nie widać.
I co się stało po trzech miesiącach powtarzania tego samego schematu? System odpornościowy się zmęczył i „zaprosił” do odpoczynku. Zaprosił do czucia. Ciało zaprosiło do regeneracji. Życie zaprosiło do śmierci i odrodzenia się.
A wystarczy dać sobie kilka dni. Nic nie udawać. Przeżyć. Dopuścić emocje. Być szczerym, autentycznym. Powiedzieć „mam gorszy moment w życiu” i robić swoje. Zapytać, zakomunikować. Dysonans znika. Zmęczenie ustaje. Pojawia się siła. Pojawia się nadzieja.
Dopuściłaś siebie do głosu, zauważyłaś siebie, chociaż przez większość życia byłaś niewidzialna. Okazałaś sobie miłość. Teraz wystarczy ją pielęgnować. Rzeczy zaczynają same się układać, płynąć dokładnie tak jak przed ‘wyparciem’, a może lepiej. Na pewno inaczej. Siła, której brakowało do dokończenia projektów sama się znajduje.
Wiesz, jak stanąć na nogi. Pokonałaś już wewnętrznego drapieżnika niejednokrotnie w sytuacjach „bez wyjścia”. Ciemne noce są Ci bliskie, wiesz dobrze, że mijają i później wychodzi słońce i kwitną magnolie. Znów chodzisz boso po ciepłym piasku, wracasz do swoich marzeń i po prostu tworzysz Nową Rzeczywistość. Wiesz, że Ty i Twoje uczucia są za nią odpowiedzialne. Pozwól, żeby przepłynęło, co ma przepłynąć. Poczuj. Podziękuj za lekcję. Otwórz się na spokój. Głębię spokoju. Wiesz, jak to zrobić. Uffff, kocham Cię Życie again.
Decyzja dzieli Cię od nowego życia. Przepłacz całą noc, jeśli potrzebujesz, poczuj. Nie wypieraj bólu. Poczuj go całą sobą, a później spal usmarkane chusteczki, wylej wino, otwórz okno i zacznij nowe życie. Koniec. Dość. Czas na nowy początek.